strona główna // forum // chat // kontakt // dodaj do ulubionych // ustaw jako startową



Powrót do spisu



Ewolucja serii Tomb Raider okiem wieloletniej fanki



Mając niemałą skalę porównawczą na dany temat można nie tylko pozwolić sobie na chwile refleksji, ale również przedstawienie subiektywnej opinii. Jeżeli mamy do czynienia z pewnego rodzaju ewolucją, to mamy też do czynienia ze zmianami. Czy są one dobre czy w przypadku Tomb Raidera odnoszą odwrotny skutek?

Jako wierna graczka kocham Larę Croft. Kocham miejsca, w których była, kocham to, co robi. Mając 9 lat dostałam płytę od taty z Tomb Raider III. Zrobił mi niespodziankę - nigdy wcześniej nie grałam w żadną z części, ale zafascynowałam się bohaterką, którą zobaczyłam na okładce gazety w kiosku. Jako chłopczyca i mól książkowy zapragnęłam być kiedyś taka jak ona. Fakt faktem wyobraźnia 8-latki działała, gdyż nic nie wiedziałam o owej bohaterce zza szklanej szyby w kiosku. Po włączeniu gry mój świat się zmienił i taki pozostał do tej pory. Oprócz nauki w szkole liczył się tylko Tomb Raider. Do tej pory pamiętam złość, jak nie mogłam czegoś przejść albo ginęłam raz po raz. Ale właśnie - ginąc raz po raz ona ciągle jednak tam była. Tak samo silna, tak samo piękna. Nie przeszkadzała mi grafika (fakt, na "tamte czasy" była ona niczego sobie, ale moja mama się śmiała z jej trójkątnych kształtów), nie przeszkadzała mi fabuła. Lara jako zbuntowana kobieta w bojówkach, która nie boi się nikogo i niczego, była dla mnie ideałem kobiecości. A w wieku pośrednim każdy z nas szuka ideału.


Ukończywszy część III wzięłam się za II. Szczerze nie dbałam o chronologię w graniu. Pragnęłam poznawać klimat TR na nowo, nic więcej się nie liczyło. Do tej pory pamiętam koszmarną Wenecję. No i znów była TA Lara. Piękna, seksowna, twarda, nieokiełznana. Po prostu nic nie było w stanie ją złamać. Walczyła z potworami, z mutantami. Biegała, strzelała z pistoletów, skakała, robiła akrobacje. No idealna. Ubrana w najlepsze w świecie buty, spodnie i obcisłe koszulki. Potem nadszedł czas na uzupełnianie braków w częściach TR - aż doszłam do części V. Lepsza grafika, super klimat, nowe miejsca. I ta sama, nieugięta i śliczna Lara. W żadnej starej części nie straciła swojego uroku, który złapał za serce świat graczy. Owszem, umiała okazać emocje, strach, radość. Ale emocje szły na bok jak trwał wyścig z czasem albo walczyła na śmierć i życie. Przez cały czas, czekając na Legendę wracałam do starych części. Czasem nawet na chwilę, żeby tylko przypomnieć sobie klimat najlepszej dla mnie gry.

Nadeszła Legenda. Od ekscytacji nową Larą doszłam do dużego rozczarowania. Udogodnienia w grze sprawiły, że zamiast główkować godzinę co tu zrobić, żeby dostać dany artefakt, w grę się grało w jeden dzień. Checkpointy czasem okazały się pomocne, ale gra była za prosta. Nawet piękna grafika i scenerie (bardzo miłe dla oka) nie oddawały całej magii TR. No i Lara... inaczej ubrana, z kucykiem (!!!) zamiast warkocza, bardziej wysportowana, na pierwszy rzut oka łagodna lala szukająca przygód. Dalej nieustraszona, ale zbyt delikatna, słuchająca rad Zipa i Alistera. Jeżeli ktoś zaczął przygodę z TR od Legendy, z powodzeniem zakochał się w Larze. Mi jednak ona nie przypadła do gustu. Wydała mi się za słaba - psychicznie i fizycznie. To samo było z Anniversary. Mimo że gra była dłuższa i trudniejsza od Legendy - i nawet klimat bardziej przypominał starego TR, to patrząc na Larę zastanawiałam się gdzie podziała się ta prawdziwa Croftówna. Mimika, gesty, twarz - to wszystko było za delikatne, zbyt zmysłowe, zbyt emocjonalne. Nawet powrót warkocza mało zmienił - zabrakło okularów lenonek z jedynki, zabrakło męskości w seksownej Larze. Na Underworld czekałam długo, mając nadzieję na powrót starego, dobrego TR. Szczerze też się na tej części zawiodłam, być może za bonusy takie jak klon Lary i płonący Croft Manor, który zwiedzałam godzinami za dzieciaka. Jednak Lara stała się bardziej twarda, poważna. Znów można było biec z nią w nieznane, często główkując nad zadaniami. Meksyk dał mi sporo nerwów, ale można było czuć się jak w prawdziwej dżungli - deszcz, burza, drzewa, pantery, gubienie się w terenie. Super sprawa z motorem.


Po Underworld spodziewałam się części, która rozłoży na łopatki każdego konesera. Skoro twórcy przybliżyli się bardzo do pierwowzoru TR, to ze świetną grafiką i piękną Larą dostaniemy tort w wisienką! Włączając Tomb Raidera z 2013 roku zdezorientowałam się. Nie wiedziałam kim gram. Ok, grafika na super poziomie, bohaterowie też - ciekawe postaci, aura tajemniczości w grze no i co najważniejsze - przyjemne granie, sprawne poruszanie się. I tyle. Na ekranie była ładna z buźki beksa, która dopiero co wyszła z uniwersytetu i nie wie kim jest i co robi. Nie tego się spodziewałam. Nie tego chciałam od Lary, która zawsze była dla mnie wzorem do naśladowania. Kiedyś umiała wszystko, nawet sprawnie zabijać a tu... to ja musiałam Larę tego nauczyć. Najpierw jelenie z łuku od jakiegoś trupa. Moje pytanie ciągle brzmiało "co to jest?". To nie był TR. To była zupełnie inna gra o jakiejś dziewuszce, która chce być jak Lara. Ok, nauczyłam ją zabijać zwierzęta, potem pierwszy raz zabić człowieka - zwymiotowała. Postawa godna sprawnej zabójczej Croftówny. Twarz ciągle wyrażała "ojej" i mimo tego, że była okaleczona i sama musiała się tym zająć, widziałam w niej mięczaka. Nawet jak polubiłam Rotha, to zginął, żeby ją obronić...

Emocje wzięły górę w TR. W pewnym momencie można pomyśleć, że reboot jest super wersją Tamaghocci. Wygląd Lary daje też ogromnie do myślenia. W porządku, niebrudzenie się, brak krwi w czasie walki itp. w przypadku starych TR mógł się rzucać w oczy jako mało realny element. Ale tu cały czas graliśmy brudną Larą w zwykłej koszulce, z kucykiem, naszyjnikiem i łukiem! I piszę to jako kobieta - w tej młodej Croftównie nie było kobiecości, która niegdyś wręcz mówiła "zagraj, a nie pożałujesz". Wygląd Lary odszedł na sam koniec kolejki spraw niezbędnych w grze - a to właśnie wygląd bohaterki sprawił, że ją pokochałam. Kilka scen z dramatyczną muzyką prawie wycisnęły ze mnie łzy, a samej Lary było mi szkoda. Można zrozumieć fakt, że twórcy chcieli pokazać nam młodą, niedoświadczoną Larę. Ale w starych częściach graliśmy Larą-dziewczynką, która nie okazywała słabości, jedynie ciekawość i nieustraszenie...


Tak nie powinno być... gra ukończona została już dawno, ale nie włączałam jej do tej pory. Z chęcią grywam w wg mnie prawdziwe, czyli stare TR i mimo postępu grafiki uwielbiam poskakać po kwadratowych skałach i postrzelać z pistoletów, które są zawsze - nie muszę szukać strzał ani ulepszać łuku w celu przetrwania. TR to nie serial "LOST", a takim się po części stał. Mimo iż Lara w RotTR również wygląda jak płaczliwa i emocjonalna nastolatka, nie mogę się doczekać premiery. Na pewno z sentymentu, ale też z ciekawości. Jaka się okaże? Zobaczymy...

TheKocur
© WoTR 2016